Po jednym zwycięstwie na trudnym terenie przyszedł czas na mecze u siebie. Wszyscy wierzyli i bardzo chcieli, by zakończyło się to w Tychach, ale graliśmy z bardzo mocną drużyną.
W pierwszym dniu presja była duża, gdyż przy ewentualnej porażce tyszanie kolejne spotkanie rozpoczynaliby „z nożem na gardle”. Mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla gospodarzy, to tyszanie mieli kontrolę i gra toczyła się na ich warunkach. Z każdą minutą prowadzenie było coraz bardziej widoczne i podopieczni Tomasza Jagiełki uciekali z wynikiem.
Przewaga była bardzo duża i pozwoliła tyszanom na spokojną końcówkę meczu. Pewne zwycięstwo przewagą 26 punktów sprawiało, że to my byliśmy krok bliżej finału.
W drugim meczu tyszanie mieli podwójną motywację. Jeśli odnieśliby porażkę, ostatni mecz o awans graliby na terenie przeciwników. Tyszanie byli bliscy dokonania tego, czego nie udało się jeszcze nigdy w historii, gry w finale. Niestety presja, błędy i lepsza dyspozycja przeciwników niż w pierwszym meczu, sprawiła, że to goście zwyciężyli w niedzielnym meczu.
Sam mecz był wyrównany, mimo złego początku w przerwie dalej mieliśmy szansę na zwycięstwo, ale niestety tablica wyników po 40 minutach wskazywała na zwycięstwo gości 80:95.