We wtorkowy wieczór podopieczni Andrieja Sidorenki zapisali pierwsze ligowe zwycięstwo w tym roku. Po dwóch wyrównanych spotkaniach w Katowicach oraz z Energą Toruń przełamali passę czterech porażek z rzędu. O kulisach zwycięstwa, krynickim trio oraz życiu i atmosferze w tyskiej szatni porozmawialiśmy z Bartłomiejem Pociechą, obrońcą GKS Tychy.

Po wtorkowym zwycięstwie odnotowujemy pierwszą wygraną trenera Sidorenki. Jak podsumujesz to spotkanie?
Niemal przez cały mecz mieliśmy pełną kontrolę. W pierwszej tercji Zagłębie stworzyło sobie kilka dogodnych sytuacji. Myślę, że od drugiej tercji graliśmy zdecydowanie lepiej.
W trakcie przebiegu spotkania można było zauważyć wiele pozytywnych elementów. Jak sytuacja wyglądała z perspektywy tafli?
Wspomnę na pewno o naszej skuteczności. Wiele sytuacji jakie kreowaliśmy, były zagrożeniem dla bramkarzy z Sosnowca. Byliśmy pewni na krążku i dzięki temu strzelaliśmy bramki.
Przed startem sezonu wielu obserwatorów spodziewało się tego, że Zagłębie może być „niespodzianką” tych rozgrywek. Siłą tej ekipy – choć nie oddaje tego ligowa tabela – jest na pewno połączenia bardzo dobrych i doświadczonych hokeistów z młodym pokoleniem zawodników. Czy uważasz, że ich dotychczasowy rezultat nie do końca oddaje potencjał drużyny?
Ciężko jest mi jednoznacznie coś na ten temat powiedzieć. Nie rozmawiałem z nimi dlaczego jest tak, a nie inaczej. Czasami z kimś z tamtej szatni rozmawiam, ale są to przede wszystkim prywatne rozmowy.
Czy w tym gronie jest nasz wspólny kolega Jarek Rzeszutko?
Oczywiście, że tak. Nie będę ukrywał, że z Jarkiem utrzymujemy kontakt. Pomimo tego, że nie jest już w GKS Tychy. Jak się gdzieś spotykamy prywatnie, to nie skupiamy się na naszym zawodowym życiu.

Jesteś 29-letnim obrońcą, pochodzisz z Krynicy Zdroju. Podobnie jak jeden z dzisiejszych zdobywców dwóch bramek i asysty – Radosław Galant. Ty do swojego dotychczasowego dorobku (8 B i 4 A) dopisałeś kolejne trzy kluczowe podania przy bramkach: Dupuy, Szczechury oraz Mateusza Gościńskiego.
Oprócz mnie, Radka w tym gronie znajduje się również – Kuba Witecki. We trójkę stanowimy krynicką paczkę.
Od sezonu 2014/2015 reprezentujesz tyskie barwy. Jak mieszka i żyje się wam w Tychach?
W Tychach żyje nam się bardzo dobrze. Wraz z żoną i synem jesteśmy zadowoleni, niczego nam nie brakuje. Na hokejowe podsumowania na pewno jeszcze kiedyś przyjdzie pora. Mam nadzieję, że przede mną jeszcze kilka owocnych sezonów w barwach GKS Tychy.
Jesteśmy na ostatniej prostej przed decydującą fazą. Czego możemy oczekiwać w tym ostatnim fragmencie sezonu?
Już za kilka dni w piątek czeka nas mecz w Nowym Targu. Musimy uważać na naszą grę, kontrolować jej przebieg. Mam nadzieję, że na finiszu ostatniej rundy zrobimy postęp i do kolejnej fazy wkroczymy z przytupem.

Niewątpliwie czymś co wyróżnia cię na tle innych obrońców są statystyki dotyczące strzelonych bramek, kluczowych zagrań. Po tej wtorkowej wygranej masz już łącznie dwanaście oczek w punktacji kanadyjskiej. Od kilku sezonów to twój charakterystyczny znak?
Myślę, że dotychczasowy sezon w moim wykonaniu jest nieco słabszy od tych poprzednich. Jest jeszcze kilka meczów do rozegrania, więc zrobię co w mojej mocy, by polepszyć ten dorobek. Jeszcze pokażę co potrafię. Krążek niestety nie zawsze trafia do bramki mimo wielu prób. Cieszę się, że dzisiaj ta skuteczność podań przełożyła się na korzystny rezultat. Patrząc w przyszłość jestem optymistą.
Jak szatnia zareagowała na pierwsze zwycięstwo trenera Sidorenki? Czekając na rozmowę słyszałem oklaski. Jak oceniasz dotychczasową pracę wciąż nowego trenera?
Trochę się zmieniło w treningach i naszej grze. Jednak kilka elementów się powtarza z tym co wcześniej wykonywaliśmy. Wiele rzeczy już na jakimś tam etapie przerabialiśmy. W związku z tym dla wielu z nas nie jest to coś z czym spotykamy się po raz pierwszy w życiu. Ze względu na nasze duże hokejowe doświadczenia potrafimy się do nich dopasować bez większych problemów. Mamy nieco inny system gry nad którym stale pracujemy. Tym samym polepszamy to z dnia na dzień. Nasza gra będzie wyglądało na pewno jeszcze lepiej jak te wszystkie elementy się ze sobą zazębią.

Kamil Lewartowski w trakcie ostatniej rozmowy powiedział ogólnie, że zmienił się nieco styl gry – szczególnie w tercji obronnej. Jako jeden z podstawowych obrońców mógłbyś rozwinąć nieco bardziej ten wątek?
Od samego początku sezonu byliśmy dobrej myśli co do skuteczności i efektywności naszej gry, która nie zawsze układała się odpowiednio. Trener od początku tego roku na podstawie wideo, rozmów – wprowadził pewne zmiany. GKS Tychy chce jak najlepiej przygotować się do tej kolejnej fazy sezonu. Cały czas pracujemy nad tym, żeby było lepiej. Oczywiście chcę również powiedzieć, że wcześniej też nad tym pracowaliśmy. Ten ostatni czas pod tym kątem jest podobny. Każdy z nas indywidualnie pracuje na to, by zespół osiągnął odpowiedni rezultat. Jeśli będziemy wykonywać swoje zadania prawidłowo, to efekt będzie bardzo dobry.
Czy przez to, że trener nie komunikuje się w języku polskim stanowi duży problem? Przypomnijmy, że w latach 1998 – 2000 z sukcesami prowadził Unię Oświęcim zdobywając z nimi trzykrotnie Mistrzostwo Polski.
Trener dzięki temu, że pracował wcześniej w Polsce rozumie to co do niego mówimy. Niegdyś w Reprezentacji Polski mieliśmy do czynienia z trenerami, którzy ten język rozumieli. Kolegom ze Stanów i Kanady pomaga w tłumaczeniu Adam Bagiński. W żargonie hokejowym mówi się, że „język hokejowy na całym świecie jest taki sam”.

Czy to, że trener X czy Y pochodzi z innego kraju utrudnia codzienną pracę? Czy inna narodowość na linii trener – zawodnik odgrywa jakąś rolę?
Wydaje mi się, że narodowość nie ma żadnego znaczenia. Nie liczy się to, gdzieś ktoś się urodził. Liczy się to jak gramy jako zespół. Ważna jest również atmosfera w szatni. W naszej jest ona bardzo dobra.
Jaki mamy cel na V rundę?
Naszym celem jest zaprezentowanie się z jak najlepszej strony. Wiemy jaka obecnie jest sytuacja epidemiologiczna, ale liczę na to, że kibice będą nas wspierać z wysokości trybun.