aktualności Polska Hokej Liga

Łukasz Sokół przez dziewięć lat reprezentował barwy tyskiego GKS-u. “Soczi” podczas kariery w piwnym mieście zdobył Mistrzostwo Polski, Superpuchar Polski oraz cztery Puchary Polski. W wywiadzie podzielił się z nami wieloma historiami – poznamy początki Sokoła z hokejem, jak wspomina Mistrzostwa Świata 2002 rozgrywane w Szwecji, jaki był dla niego okres spędzony w Tychach, a zakończymy na teraźniejszości, czyli podjęciu pracy trenera hokejowego.

Urodziłeś się w Bydgoszczy i to tam stawiałeś swoje pierwsze kroki jako młody hokeista. Czy pamiętasz w jakim wieku poszedłeś na pierwszy trening? Czy trenowałeś też inne dyscypliny, żeby spróbować w nich swoich sił?

Pierwszy raz na nabór poszedłem w 3 klasie podstawowej, starszy brat chodził wcześniej z kolegami i tak razem z nim zacząłem uczestniczyć w naborze. W młodym wieku próbowałem wielu dyscyplin, mieszkałem w pobliżu Polonii Bydgoszcz oraz lodowiska. Chodziłem na judo 6 miesięcy, byłem bramkarzem Polonii w piłce nożnej oraz grałem w koszykówkę.

Zanim dołączyłeś do zespołu GKS-u Tychy występowałeś w BTH Bydgoszcz, KTH Krynica, Stoczniowcu Gdańsk oraz TKH Toruń. Czy umiałbyś wskazać w którym z tych czterech klubów masz najlepsze wspomnienia i dlaczego?

W każdym klubie mam dobre wspomnienia, ale w każdym mieście doświadczałem różnych przeżyć. Do Bydgoszczy mam bardzo duży sentyment, najlepsze młodzieńcze lata spędziłem w tym mieście z rodziną i kolegami.

Krynica to mój pierwszy klub w seniorskim hokeju, także wiąże się z nim dużo emocji związanych z pierwszym meczem. W drużynie tej grało kilku bardzo wartościowych zawodników takich jak Prima, Jaworski, Słaboń, Ślusarczyk czy Proszkiewicz.

Z Gdańskiem mam wiele wspaniałych wspomnień, mieliśmy drużynę młodą, połączoną z doświadczonymi zawodnikami. Udało nam się zdobyć brązowy medal i chyba jest to jedyny medal tego klubu w historii. Gdańsk kojarzę również z niesamowicie pięknym Trójmiastem, w tym okresie zacząłem również spotykać się z moją przyszłą żoną i czas spędzony tam wspólnie był naprawdę bardzo przyjemny.

W Toruniu grałem trzy sezony, drużyna miała swój potencjał i udało nam się wygrać Puchar Polski pod wodzą Jarka Morawieckiego.

W Tychach spędziłem najdłuższy okres i można powiedzieć, że doświadczyłem tu bardzo sporo w swoim życiu, zarówno dobrych jak i gorszych momentów. Drużyna zawsze grała o najwyższe cele, jak wiemy przegranych finałów było niestety zbyt wiele, na szczęście czas leczy rany i nie rozpamiętuje już tego po kilku latach. W Tychach mieszkam do teraz, tutaj urodziła się dwójka naszych dzieci i z żoną w tym mieście stworzyliśmy dla nich dom rodzinny.

Polska reprezentacja po 22 latach powróciła do elity, co jest na pewno sporym sukcesem polskiego hokeja. Podczas ostatnich mistrzostwach świata w których wystąpiła reprezentacja (2002 rok w Szwecji) byłeś najmłodszym zawodnikiem kadry. Jak wspominasz tamte mistrzostwa i mecze? Było to dla Ciebie duże przeżycie?

Było to dla mnie ogromny zaszczyt, przeżycie i wyróżnienie. Ciężko wtedy pracowałem na to, żeby się tam znaleźć. Do kadry dołączyłem dopiero w grudniu, na moje szczęście udało się wywalczyć miejsce w składzie. Drużyna była wtedy niesamowicie mocna i przez cały sezon z wielkim szacunkiem podpatrywałem starszych kolegów i wyciągałem z ich doświadczenia, ile się da. Szkoda wtedy spadku, mimo że zajęliśmy 3 miejsce od końca, ale Japonia miała zagwarantowane miejsce w grupie A i nie spadała niżej.

W reprezentacji występował wtedy Mariusz Czerkawski oraz Krzysztof Oliwa, którzy grali w NHL. Jak ich wspominasz?

Byli zupełnie innymi zawodnikami, zarówno na lodzie jak i poza lodem. Krzysiek na pewno był niesamowicie barwną postacią i sytuacje z nim związane będą wywoływać uśmiech na mojej twarzy przez wiele lat jeszcze. Mariusz był bardziej spokojny, na lodzie na pewno robił różnicę, jeśli chodzi o wyszkolenie i poziom grania. Byłem wtedy najmłodszym zawodnikiem, także miałem do nich duży respekt i na piwo raczej razem nie chodziliśmy.

W 2007 roku dołączyłeś do GKS-u Tychy z TKH Toruń. Byłeś pewny, żeby dołączyć do Tychów, czy miałeś jeszcze propozycje z innych klubów?

Będąc w kadrze, co roku miałem jakieś propozycje ze Śląska. Grając w Toruniu dużym atutem był fakt, że mieszkałem w rodzinnej Bydgoszczy i dojeżdżałem na treningi i mecze. Trzy lata mieszkaliśmy z żoną razem w jej domu, mogłem na co dzień odwiedzać rodzinę, gdzie we wcześniejszych latach nie miałem takiej możliwości. W Toruniu w ostatnim sezonie popsuły się moje relacje z włodarzami, także zbyt długo się nie zastanawiałem na propozycję Karola Pawlika i szybko się porozumieliśmy.

Przez okres twojej gry w GKS-ie kto robił najlepsze żarty w szatni?

Spędzając ze sobą tak dużą ilość czasu w dużej grupie bez żartów można by zwariować, także dbało o to naprawdę wiele osób i tzw. „podpierdółka„ była bardzo często z każdej strony.

W trakcie swojej kariery wygrałeś z klubem cztery Puchary Polski. Czy któreś zwycięstwo w tych rozgrywkach zapamiętałeś szczególnie? Są to zdecydowanie rozgrywki “Trójkolorowych”, bo dotąd ani raz w nich nie przegraliśmy.

Wygrana w pierwszym sezonie po chorobie trzustki na pewno mocniej utkwiła mi w pamięci, graliśmy wtedy u siebie w Tychach przed naszą publicznością. Udało mi się zdobyć indywidualną nagrodę za najlepszego obrońcę, także zabawa na bankiecie po finale była całkiem przyjemna.

W 2015 roku GKS Tychy zdobył Mistrzostwo Polski, a zarazem było to twoje pierwsze i jedyne zdobyte mistrzostwo kraju w karierze. Jak wspominasz tamten sezon?

Wspominam go całkiem dobrze, w sezonie tym zdobyliśmy też Puchar Polski, można powiedzieć, że kamień w końcu spadł z serca w momencie tego tytułu, zarówno nam, działaczom jak i zniecierpliwionym już kibicom.

Jako obrońca mierzyłeś się przeciwko wielu świetnym napastnikom. Czy był jakiś gracz, przeciwko któremu szczególnie trudno Ci się grało?

Ciężko powiedzieć tak kilka nazwisk, w polskiej lidze na pewno dużą różnicę robił duet Leszek Laszkiewicz i Damian Słaboń, gdzie w kilku przegranych finałach GKS-u na pewno mieli duży udział.

Po karierze hokeisty zostałeś trenerem. Miałeś okazję trenować między innymi reprezentację Polski do lat 18 oraz Naprzód Janów. Czy już podczas zawodowego grania w hokej wiedziałeś, że chciałbyś spróbować swoich sił jako szkoleniowiec?

Sport zawsze mnie mocno interesował, jako zawodnik sporo też grałem w piłkarskiego menadżera. Kwestia analizy gry, taktyki i elementów z tym związanych zawsze mnie kręciła, ale nie zastanawiałem się wtedy czy będę trenerem hokejowym. Na pewno jest to całkiem inna rola, dużo bardziej wymagająca i stresująca. Jako trener miałem możliwość podpatrywać pracę innych szkoleniowców czy to w SMS Katowice czy kadrach młodzieżowych, sporo się od tych osób mogłem nauczyć. Poziom trenerów w polskiej lidze w ostatnich latach mocno poszedł do przodu i jest naprawdę wysoki. Obserwowanie poczynania szkoleniowców jak radzą sobie z problemami w sezonie i przygotowują drużynę jest fajnym doświadczeniem.

Czy śledzisz poczynania GKS-u Tychy w tym sezonie? Jak myślisz, kto jest głównym faworytem do zdobycia złota?

Staram się śledzić rozgrywki całej ligi PHL. Do listopada byłem jeszcze trenerem w Naprzodzie Janów, to ze względu na swoje treningi i mecze nie mogłem obserwować meczy na żywo i byłem może na dwóch spotkaniach. Play-off w tym sezonie będzie bardzo ciekawy, pretendentów do tytułu jest kilku, także nie pokuszę się o typ.

Na sam koniec czy chciałbyś przekazać kilka słów kibicom “Trójkolorowych”?

Mogę życzyć zdrowia i spędzonych ciekawych chwil pełnych emocji ze swoją drużyną.