Swoimi spostrzeżeniami po niedzielnym meczu podzielił się bramkarz gospodarzy, Kamil Lewartowski.

Pierwsza tercja dobra, druga – szybka do zapomnienia, a ostatnia odsłona, to powtórka z otwarcia meczu?
To było spotkanie z cyklu z piekła do nieba. Wygrywamy 1:0, po czym tracimy dwie bramki. Ostatecznie wygrywamy i zdobywamy trzy punkty. Zagłębie pokazało, że nie są „chłopcem do bicia”. Postawili się, potrafią grać w hokej. Może myśleliśmy, że Sosnowiec po porażce w Oświęcimiu odda nam bez walki? Szacunek dla naszych chłopaków, że wyciągnęli niekorzystny wynik. To był naprawdę ciężki mecz.
Ciężki ze względu na klasę rywala czy z innych względów?
Jest to ciężkie. Brakuje mi trochę rytmu meczowego. Wchodzisz na rywalizację skoncentrowany, ale pierwsza tercja senna. Mało strzałów na bramkę, ciężko jest wejść, po czym druga zupełnie inna. Dynamika z drugiej odsłony pozwoliła mi wejść w odpowiedni rytm. Niestety zdarzyły się dwa błędy, które Sosnowiec wykorzystał. Ostatnia część była podobna do pierwszej. Wymagało to koncentracji przez sześćdziesiąt minut.

Taka była taktyka, żeby wejść z pełnym impetem w ten pojedynek?
Chcieliśmy jak najszybciej ustawić sobie rywalizacje. Chcieliśmy oddawać jak najwięcej strzałów na bramkę. Ostatnio statystyki pokazują, że oddajemy ich mniej niż rywal. Postawiliśmy sobie taki cel, żeby oddawać ich jak najwięcej.
Czy to, że jesteśmy już na ostatniej prostej części regularnej wpływa na lekkie odpuszczenie? Czy podejście się nie zmienia?
Będzie coraz ciężej. Już czuć play-off. Tego typu rywale pokazują, że z nimi nie będzie łatwiej. Walczymy o jak najwyższe miejsce w tabeli. Chcemy zacząć je z jak najwyższej pozycji.

Naszym celem na teraz jest przeskoczenie w tabeli naszych rywali z Katowic?
Chcemy ich przeskoczyć. Z tego co wiem to GKS Katowice ma jeszcze jeden zaległy pojedynek. Krążek jest w grze. Jestem pewny, że będziemy wyżej od nich.

