Zdaniem wielu tyszanie i tak już odnieśli sukces dochodząc do półfinału. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia jadąc do Bydgoszczy nadal wierzyli, że są w stanie zrobić więcej. Już dawno zapomnieli o niespodziankach, sensacjach czy rewelacjach playoff jak ich określano. Tym razem zadanie jakie ich czekało w środowy wieczór było chyba najtrudniejsze w obecnej fazie rozgrywek. Osłabieni brakiem Karola Kamińskiego i wracającym po kontuzji Sebastianem Bożenko musieli stawić czoło silnej dwunastce Astorii, która z ławki mogłaby wystawić drugi zespół. Obydwie drużyny rozpoczęły spotkanie bardzo ostrożnie zwłaszcza w obronie gdzie na próżno szukać było fauli. Miejscowi nie mogąc liczyć na swoich podkoszowych szukali swoich szans z dystansu co zdecydowanie lepiej im wychodziło. Kilka „trójek” postawiło GKS w kiepskiej sytuacji 23:12. Do tego brak pomysłu na Astorię powodował dodatkową bezradność w obronie. Spadła skuteczność, minimalnie tempo gry co jednak nie przeszkadzało miejscowym w powiększaniu przewagi. Nie szwankowała jedynie „trójka” co w liczbie aż dziesięciu trafień mogła się poszczycić Astoria w pierwszej połowie. Była to iście dramatyczna kwarta w wykonaniu tyszan. Jak mawiał klasyk „nadzieja umiera ostatnia”. Po wyjściu z szatni miejscowi zdecydowanie zwolnili mając w głowie sobotnie spotkanie kolejnej fazy rozgrywek. Była to szansa dla GKS na zniwelowanie dużej już przewagi. Odpowiedź stratą na stratę nie mogła jednak przynieść efektu w postaci cienia szansy na zmianę wyniku. Krótko mówiąc. Nic nie wychodziło. Bydgoszczanie mogli czwartą kwartę rozgrywać już zawodnikami z ławki, którzy niczym innym nie wyróżniali się od pierwszej piątki. Tyszanie walili głową w mur co wprowadzało luz i spokój w poczynaniach Astorii zmierzającej do trzeciego zwycięstwa. GKS musi szybko odbudować siły bo już w sobotę rozegra pierwszy mecz o trzecie miejsce.
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz – GKS Tychy 91:62 (23:12, 31:22, 22:18, 15:10)
GKS Tychy – Walski 17, Koperski 10, Samiec 9, Zmarlak 6, Bożenko 5, Szmit 5, Nowakowski 4, Duda 4, Węgrowski 2, Danielak 0.